Park Narodowy Bordżomi-Charagauli

Park Narodowy Bordżomi-Charagauli to jeden z największych obszarów chronionych na ternie Europy. Leży w centralnej Gruzji. Swoim zasięgiem obejmuje przepiękne góry Małego Kaukazu, zachwycające swoją dziką przyrodą. Alpejskie łąki i pierwotne lasy górskie urzekną każdego miłośnika górskich wędrówek i spędzania czasu z dala od cywilizacji. Naszą wędrówkę po parku rozpoczęliśmy w uzdrowisku Bordżomi, do którego dotarliśmy busem z Tbilisi. Na tę podróż trzeba przeznaczyć większą część dnia, także pierwszy nocleg wypada w uzdrowisku lub jego okolicy. Dla turystów namiotowych nie tak łatwo znaleźć miejsce na biwak, choć po dłuższym czasie poszukiwań udało nam się którąś boczną uliczka odejść za domy i znaleźć kawałek wypłaszczenia.

Aby wejść na teren parku należy (będąc w Bordżomi) zgłosić się do siedziby jego administracji, gdzie niezbędne jest uiszczenie opłaty za każdy dzień pobytu na terenie parku. Otrzymane potwierdzenie należy zachować do kontroli. Ponadto razem z pracownikiem parku ustala się dokładnie trasę i miejsca noclegu oraz otrzymuje przydatne wskazówki. Można również otrzymać bezpłatną mapę parku. Zmiana planów nie jest karana – nie nocowaliśmy ani razu wg ustaleń z pracownikiem, również naszą wędrówkę zakończyliśmy w zupełnie innym miejscu.

100_4526

W parku wyznaczonych jest kilka szlaków turystycznych i tylko po nich można się poruszać. Zresztą nie są to góry, po których można wyznaczać sobie własne ścieżki. Przyroda jest tu naprawdę dzika, las w wielu miejscach bardzo gęsty, zbocza bardzo strome. Dla turystów przygotowana jest niezbędna infrastruktura – samoobsługowe schroniska, miejsca biwakowe i piknikowe, itp. Szlaki są oznaczone, choć na wybranej przez na trasie w 2011 r. otrzymaliśmy informację, że na jednym z grzbietów brakuje znaków. Zapewniając panią w dyrekcji parku, że mamy duże doświadczenie górskie i umiejętność orientacji w terenie otrzymaliśmy zgodę na pójście nim, choć w efekcie końcowym nie dotarliśmy. Nie dotarliśmy m.in. ze względu na to, że pierwszy dzień postanowiliśmy sobie skrócić – jakże urocze było miejsce biwakowe, do którego dotarliśmy a za nim zaczynało się strome podejście, które postanowiliśmy zostawić sobie na kolejny dzień. Drugie dnia natomiast okazało się, że oznakowanie w wyższych partiach, na otwartych przestrzeniach, wcale nie jest takie dobre, a przy złej pogodzie (mgła) znalezienie właściwej ścieżki nawet bardzo trudne, przez co straciliśmy ponad godzinę na poszukiwanie szlaku. Gdy już go znaleźliśmy czekało nas strome zejście do kolejnej doliny. Niby prosta spraw, ale… Pogoda robiła się co raz gorsza, a przez to ścieżka stawała się coraz bardziej błotnista. To dość znacznie nas spowalniało. Na domiar złego końca nie było widać, a teren w żadnym miejscu nie nadawała się na założenie biwaku. Tym sposobem musieliśmy zejść do samej doliny, co było naszym zmodyfikowanym planem na ten dzień, ale dotarliśmy tam dopiero ok. północy. Zanim dotarliśmy do dna doliny, idąc już od dłuższego czasu po ciemku, w środku dzikiego gęstego lasu, kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów od jakichkolwiek ludzkich skupisk, nasza wyobraźnia coraz bujniej pracowała. I tak w pewnym momencie na naszej drodze w ciemności pojawiły się odbijające światło latarki dwa punkciki, a zaraz obok kolejne dwa. Serca podeszły nam do gardeł, wszak w tych lasach żyją liczne niedźwiedzie brunatne, wilki, rysie i inne dzikie, drapieżne zwierzęta. Nasz niedźwiedź okazał się na nasze szczęście… osiołkiem. Uff… Tylko kto by się spodziewał w tym miejscu o godz. 23:00 pasterza z osiołkiem?

100_4506

Następnego ranka pogoda wcale się nie poprawiła. Dalej góry były całe spowite w chmurach. Wg planu przed nami było wejście na kolejny grzbiet, na którym, czego dowiedzieliśmy się już wcześniej, w partii łąk alpejskich nie ma w ogóle oznaczeń szlaku. Pamiętając wczorajsze poszukiwania szlaku we mgle i mając na uwadze, że dziś mamy sami wyznaczać sobie trasę przy podobnej pogodzie, a także to że już mamy opóźnienie i nie wiemy jakie są prognozy pogody na dalsze dni, zdecydowaliśmy się na dość radykalną modyfikację trasy. Udaliśmy się w dół doliny, w której nocowaliśmy do leśniczówki Merelise, przy której spędziliśmy kolejną noc. Po drodze minęliśmy kilka ciekawych wodospadów. Po dotarciu do leśniczówki strażnik parku sprawdził nasze pozwolenie na pobyt w parku i nic nie powiedział na fakt zmiany naszej trasy.

Pierwotny plan naszej trasy:

Zrealizowana trasa:

 

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑